Dyrektor pozwał bank, którym kieruje do sądu
Jego zdaniem za rozwikłanie sprawy kradzieży pieniędzy z konta powinien otrzymać nagrodę, a nie naganę.
O tym zdarzeniu stało się głośno w maju. Suwalczan, państwa K., w Polsce nie było przez osiem lat. Na ich koncie powinno się znajdować prawie 140 tys. zł. Było - nieco ponad 30 tys.
Policja zatrzymała złodzieja. To Joanna B., pracownica banku. W 2004 roku przywłaszczyła sobie karty bankomatowe, które przyszły na nazwiska nieobecnych w Polsce emerytów. Miała też dostęp do numerów PIN. W ciągu paru miesięcy wyciągnęła z konta prawie 109 tys. zł.
Przedstawiciele policji dodają, że schwytanie złodzieja nie byłoby możliwe bez zaangażowania dyr. Lecha Kuranowskiego. Nieoficjalnie wiadomo, że to on pierwszy wpadł na trop złodziejki i przekonał ją, aby wszystko wyznała. Joanna B. dobrowolnie poddała się karze więzienia w zawieszeniu. Ma też oddać skradzione pieniądze.
Od czasu wybuchu afery trzy osoby zostały zwolnione dyscyplinarnie, zanim jeszcze udało się ustalić winną kradzieży. Jedną zdegradowano na niższe stanowisko. Dyrektor otrzymał naganę, a jego zastępca został zdymisjonowany.
Wszyscy złożyli wnioski do sądu pracy. Uważają kary za niesłuszne, bo, jak twierdzą, nie było żadnej możliwości, aby zapobiec kradzieży.
Kurier Poranny